Spółdzielnie socjalne: wspólna praca, wspólne pieniądze.
Łódzcy bezrobotni po pięćdziesiątce nie czekają bezczynnie na zatrudnienie. Myślą o własnych biznesach. Ale ponieważ w pojedynkę trudno, zakładają spółdzielnie socjalne.
Kazimierz, Marcel i Jagoda zbliżają się do sześćdziesiątki. – Ale jesteśmy wiecznie młodzi – zaznaczają i opowiadają, jak każdy z nich stara się o dotację z urzędu pracy. Dostać mogą nawet po ok. 10 tys. zł. – Dołączy do nas jeszcze dwójka innych bezrobotnych. W sumie będziemy mieć ponad 50 tys. Z taką kwotą można zakładać własny biznes – oceniają.
Chcą założyć biuro podróży dla seniorów. Czyli wycieczki nad polskie morze, ale też za granicę: po drodze częstsze postoje, przewodnicy, którzy mówią wolno i głośno. – I inne udogodnienia, których wcale nie należy się wstydzić – mówią.
Liczą, że ich spółdzielnia ruszy za kilka miesięcy.
Spółdzielnie powstają od niedawna, ale jest ich coraz więcej. – W ogóle osoby po 50. roku życia coraz częściej myślą o własnym biznesie – opowiada Aneta Jarczyńska z Wojewódzkiego Urzędu Pracy. – Wiedzą jednak, że wspólnymi siłami jest łatwiej. Tworzą więc spółdzielnie socjalne.
To instytucje, które można tworzyć od niedawna. Są przeznaczone dla bezrobotnych, bezdomnych, borykających się z kłopotami materialnymi. Stworzyć ją może co najmniej pięć, ale maksymalnie 50 osób. Pracę spółdzielni reguluje specjalna ustawa.
Jedna z największych w Polsce spółdzielni powstaje właśnie w Łodzi. Działa przy Międzynarodowej Fundacji Kobiet. Zrzesza już około 30 bezrobotnych, głównie kobiety. Planują prowadzić bar z tanimi posiłkami, opiekować się starszymi i dziećmi. Zaoferują pogotowie krawieckie. Mile widziani są też mężczyźni, którzy będą mogli zarabiać, oferując drobne naprawy czy nawet remontując mieszkania.
Pomysł spodobał się wielkim firmom z naszego regionu. Pomoc zadeklarowały m.in. PKO BP, Dalkia, Zakład Energetyczny, Indesit. Zwolnią z opłat za prąd, dadzą sprzęt AGD. – My będziemy bezpłatnie chronić budynek spółdzielni – mówi Kamila Olejnik z łódzkiej agencji ochrony Servo.
Bo fundacja będzie miała własną siedzibę. To na razie ruina (dało ją spółdzielni miasto), ale w dobrym miejscu, przy ul. Cieszkowskiego 2a na Retkini. – Mamy plan architektoniczny budynku. Szukamy firm, które pomogą nam go wyremontować – mówi prof. Zdzisława Janowska, przewodnicząca Międzynarodowej Fundacji Kobiet w Łodzi.
Może im się udać, bo wśród sponsorów jest na przykład producent okien ze Zduńskiej Woli.
To właśnie tu bezrobotni założyciele spółdzielni dostaną pracę. – Bo my nie chcemy siedzieć bezczynnie – mówią.
Teresa Stalska i Irena Kucharska-Szczepańska (obie po pięćdziesiątce) szukały pracy, ale – jak obie twierdzą – problemem jest wiek. – W spółdzielni nikt nas nie zdyskwalifikuje, widząc nasze CV z datą urodzenia – mówią.
Teresa Stalska, 54 lata
Ma duże doświadczenie zawodowe. Zajmowała się ogrodnictwem, potem hodowała kwiaty, nauczyła się robić bukiety. Przez 13 lat prowadziła z mężem firmę krawiecką. Rok temu zarejestrowała się jako bezrobotna. Planowała otworzyć własny punkt przedszkolny. Starała się o pieniądze z Unii Europejskiej. Bezskutecznie. Bardzo chce jednak pracować z dziećmi. Dlatego pokończyła odpowiednie kursy i jest gotowa, by maluchami zająć się w przedszkolu prowadzonym przez spółdzielnię.
Irena Kucharska-Szczepańska, 64 lata
Przez 20 lat pracowała w Instytucie Włókiennictwa w Łodzi. Dziś jest na emeryturze, ale chce pracować nadal. – Zajmować się starszymi ludźmi – mówi. Złożyła podania do kilku domów opieki społecznej, ale nikt nie odpowiedział. Pokończyła kursy i jeśli nie znajdzie takiego zajęcia wcześniej, pomagać chce w ramach spółdzielni.
Źródło: 1.09.2010 Gazeta Wyborcza